poniedziałek, 31 stycznia 2011

Okrutnie

Raz nie o ciąży. Ale temat zbliżony. Wszystkim, którym wciąż wydaje się, że w wychowywaniu liczy się JAKOŚĆ a nie ILOŚĆ (chodzi rzecz jasna o czas, bezcenny czas, który powinniśmy spędzać z dziećmi, a wolimy robić co innego) polecam wywiad "Bądź taka jak ja, tylko lepsza" z psychoterapeutką Zofią Milską-Wrzesińską (Wysokie Obcasy, 29 stycznia 2011). Ta osławiona JAKOŚĆ, to słowo-wytrych, które bardzo często pojawiało się znienacka na babskich spotkaniach, nigdy specjalnie mi się nie podobało. Te cyrki z dzieckiem, to nieustanne wymyślanie zabaw, zapewnianie mu emocjonalnego haju raz na jakiś czas nigdy mnie nie przekonywało. Tylko nigdy nie wiedziałam dlaczego.
"Matka, której głównie nie ma, a jak już przelotnie się pojawia, to jest cudowna i emocjonalna, jest jak zimy ogień - rozbłyskuje na krótko, a potem zostawia po sobie tylko wspomnienie. Dziewczynka bardzo pragnie być taka jak ona. Bo mama jest pięknie ubrana, pachnąca, zabawna, ma tyle sukcesów, opowiada niesamowite historie. I córeczka strasznie się do niej przywiązuje, ciągle tęskni. Często, nawet jako dorosła, nie potrafi się z matką psychicznie rozstać".
I co wy na to?

środa, 26 stycznia 2011

Państwowo

Chłopak mi dzisiaj powiedział: - Wszystko ładnie pięknie, do lekarza chodzisz prywatnie, chcesz sobie zrobić ekstra świetne fantastyczne USG 4 D, to sobie robisz, bo cię stać. Przychodzisz na godzinę do czyściutkiej prywatnej kliniki, wszyscy są dla ciebie mili, wszyscy chcą ci pomóc i umożliwić kolejne badania, które sprawią, że poczujesz się bezpieczniej. A co z tymi, co nie mają na to kasy? Jak wygląda prowadzenie ciąży w państwowej przychodni, w ramach ZUS?
Nie mam pojęcia. Nic nie wiem na ten temat. I nawet nie mam kogo spytać. Wszystkie moje koleżanki, zatrudnione w eleganckich wydawnictwach, zarejestrowane przez swoje prace w eleganckich prywatnych przychodniach, elegancko sobie w nich prowadzą ciąże. A jak im się tam nie podoba, to stać je na 150 zł za wizytę co miesiąc, plus USG (zwykłe 200, ekstra fantastyczne 400), plus inne podstawowe badania (przynajmniej kolejne 100), stać nawet na prywatną amniopunkcję (1500) jeśli potrzeba. Stać na położną (1000 - 1500), na cesarkę na życzenie (3500 - 4000), porody w wodzie, na piłce i do góry nogami.
Ale ile USG przysługuje w ramach ZUS? Ile czasu trzeba postać w kolejce, żeby wejść do gabinetu ginekologa? I jak bardzo on potrafi być niemiły? Nie wiem. Ale spróbuję się dowiedzieć.

wtorek, 25 stycznia 2011

Praca

O tym, co dzieje się w pracy, na razie wolę nie pisać, tak strasznie żenująca to sytuacja. W dużym skrócie - oczywiście, nie byłam wcześniej na etacie, bo wolałam więcej kaski do łapki (nie zakładałam ciąży rzecz jasna). Na razie stanęło na tym, że etat pewnie będzie, ale nie wiadomo za ile. Bo przecież jedno brutto drugiemu brutto nierówne. W sensie - pracodawca na mnie chce przerzucić swoje koszty, czyli obciąć mi, moją i tak już obciętą przez podatki, kasę. Na razie niczego nie podpisałam. Będę się kłócić. Ale pracodawca jest do przodu - może mi przecież tego etatu nie dać, skoro mi się nie podoba, prawda?

niedziela, 23 stycznia 2011

Śpiewanie

Juhu! Mogę śpiewać! Mogę brać udział w nowym projekcie, w Chórze Kobiet! Brzuch, żadna jego wielkość, nie jest przeszkodą. Marta, reżyserka i założycielka Chóru strasznie się zdziwiła. Jak mogłam myśleć, że inicjatywa tak bardzo nastawiona na kobiecość i kobietom przychylna mogłaby nie akceptować ciąży? Niby tak, niby sama to wiedziałam, a jednak martwiła mnie fizjologia. A może dziecko uciska przeponę? Może to przeszkadza? Nic nie przeszkadza, a wręcz może mieć wpływ dobroczynny!
Marta mówi, że w pierwszej grupie chóru mają jedną laskę w ciąży i ponoć teraz ona śpiewa za dwie. Że choć do tej pory była świetna, to teraz dostała takiego poweru, takiej mocy i energii, że w tym, co robi, w tym śpiewaniu jest jak wulkan.
Ulżyło mi. Może jest szansa, że nie sczeznę z tym swoim brzuchem na kanapie.

sobota, 22 stycznia 2011

Poczucie szczęścia

Tak, wiem. Hormony buzują, wspaniale nie będzie. Albo będzie - czasem, ale czasem też dół. Na razie nie wiem, jak wypadają statystyki, bo godzinowo tego nie rozpisuję, teraz mam dół. I wkurza mnie:
- fakt, że wszyscy mi gratulują, jakby zajście w ciążę było najważniejszą rzeczą, jakiej udało mi się dokonać w życiu (będę teraz okropna i podła, ale naprawdę, w moim przypadku naprawdę nie wymaga to żadnych specjalnych zabiegów. Trach i po robocie, jestem w ciąży)
- że nie mogę iść na ten fitness co zwykle i uchetać się (uhetać?) jak na polu, bo po takich ćwiczeniach, które sprawiają mi najwięcej przyjemności, dochodzę do siebie dwa dni
- że przestaję chyba być kimś ważnym w pracy, a z rynku to właściwie wypadnę na nie wiem jak długo. Większość, tak czuję, traktuje mnie jako coś przejściowego, co zaraz wyląduje w domu i nie trzeba się z tym kimś liczyć (a może to moja hormonalna paranoja?)
- że nie wiem, czy powinnam jechać na narty, bo wszyscy mnie straszą, że jestem durna i że powinnam się zastanowić, co jest najważniejsze (ja jestem najważniejsza!)
- że zaczyna mi rosnąć brzuch, na razie malutki, ale już go widzę, jak się panoszy i wszystko utrudnia (na razie utrudnia mi robienie brzuszków prostych, które są wielce niewskazane, bo mogą wywołać skurcze. Już utrudnia, a jeszcze jest bardzo malutki)
- że laski opowiadają na ogół, że w ciąży to są na totalnym haju i że to dla nich total full szczęście takie dziecko, i że nie mają żadnych problemów z poświęcaniem mu tego wszystkiego, co trzeba poświęcić, bo przecież, przecież...

Ja tego właśnie nie czuję. Po pierwsze - że to coś we mnie to dziecko i że takie szczęście mnie w związku z tym dotyka. I czuję się bardzo, ale to bardzo głęboko poszkodowana.

niedziela, 16 stycznia 2011

Bez kasy

Brat z żoną urodzili syna. Założenie było takie, że ponieważ przez wiele lat zapłacili wiele składek ZUS, to nie mają zamiaru płacić dodatkowo. Stanęło, że urodzą na Inflanckiej w Warszawie, bo tylko tam jest pewność, że bez opłaconej położnej i lekarza (opłaconego przez comiesięczne wizyty prywatne) na pewno ich nie odeślą. Nie odesłali. Wody odeszły w czasie badania KTG. Dali spoko ekstra wyremontowaną salę. A dalej radź sobie człowieku sam. Położna zajrzy od czasu od czasu, zapyta jak tam parcie. Lekarz nie zagląda prawie wcale, ale w sumie po co lekarz? Ano przydałby się np. do zaordynowania znieczulenia. Ale ponieważ przychodzi bardzo rzadko, stwierdził, że na znieczulenie już za późno. Gdyby żona brata miała opłaconą położną, ta na pewno dopilnowałaby timingu, bo wie, kiedy to trzeba zrobić. Ale położne są 3. A porody były 4. Oczywiście wszystko dobrze się skończyło, dziecko zdrowe, żona zdrowa, wszyscy żyją. Z super ekstra wyremontowanych porodówek trafia się co prawda do klasycznie kiepskich, 5-osobowych sal szpitalnych, ale co zrobić. Bratu pierwsza wściekłość przeszła, wytłumaczył sobie, że podstawowy basic zapewniony był. Ale czy rzeczywiście? Czy na tym polega rodzenie po ludzku w największym warszawskim położniczym szpitalu?

piątek, 14 stycznia 2011

Początek

Jestem w ciąży. I jak wszystko dobrze pójdzie, pewnie jeszcze będę przez jakiś czas. Jestem w ciąży po raz drugi, ale po raz pierwszy świadomie. W miarę świadomie, jeśli to w ogóle możliwe. Chcę się przyjrzeć temu, jak to teraz wygląda. Jak wygląda ciąża w naszym prorodzinnym katolickim kraju, gdzie wszystkim ponoć tak bardzo zależy na tym, żeby przyrost naturalny wzrósł. Chcę zobaczyć, co się ze mną dzieje/będzie działo, czy ludzie wokół mnie pozwolą zastosować mi w realu hasło "ciąża to nie choroba", w które ja głęboko wierzę, ale społeczność wokół mnie - niekoniecznie. Potem, niejako naturalną koleją rzeczy chcę na własnej skórze sprawdzić, jak dziś, po 12 latach od narodzin mojego pierwszego syna wygląda głośna akcja "Rodzić po ludzku" i ile to rodzić po ludzku w dużym mieście kosztuje. A na koniec, jak się uda i sił wystarczy, zobaczymy, czy da się mieć dziecko, tak normalnie, po ludzku.