sobota, 12 lutego 2011

Zmiany

Nie tylko brzuch rośnie. Energia mi się zmieniła. Normalnie nawet lekarz mi to powiedział, który mnie specjalnie przecież nie zna. Mówi: "Jakaś pani inna. Na początku to pani na krześle nie mogła usiedzieć, a teraz tak spokojnie". Dziwne dla kogoś, kto całe życie spięty nadmiarem energii, tylko się zastanawiał, gdzie tu jeszcze trochę jej upuścić. Teraz się zastanawiam: "Na czym zaoszczędzić?". Jak już pójdę do pracy, to na ćwiczenia nie starczy. A jak pójdę na ćwiczenia w sobotę rano, to czy na próbę po południu jeszcze coś zostanie?
Co przyjemne - rzeczy i ludzie dużo mniej wydają się stresujący. W sensie trochę mi tak wszystko zwisa, odpuszczam. To do mnie niepodobne. Czy to ja jeszcze, czy tylko inkubator?

środa, 2 lutego 2011

Spać

Miało nie być prywaty, ale jak ma jej nie być, skoro moje życie znów zostało zdominowane przez sen. Spać, spać, spać. Już raz tak było, 12 lat temu. Wtedy spałam jakoś tak 20 godzin na dobę. Budziłam się tylko na jedzenie i siku. Ale wtedy byłam studentką, skończyłam zajęcia w czerwcu i mogłam w spokoju poświęcić się spaniu - do listopada. Teraz muszę:
- rano o 7 co drugi dzień dziecko do szkoły (koszmar!)
- pracować. Na szczęście bez dupogodzin, ale i tak po dwóch godzinach marzę o zalegnięciu na firmowej, lekko podartej acz bardzo wygodnej kanapce. Po dwóch godzinach mój mózg zaczyna przypominać maślącą się gąbkę, która zamiast iskrzyć zdaje się wydawać z siebie dźwięki w rodzaju blurp, glurp. A przecież co chwilę ktoś czegoś ode mnie chce, muszę dopilnowywać miliona spraw. Wtedy patrzę, zawieszam się i stwierdzam, że muszę się zastanowić. Blurp, glurp.
- robić zakupy, co przy wspomnianym wyżej stanie mózgu okazuje się bardzo trudne
- pilnować syna i testów syna (koniec szóstej klasy), co patrz wyżej
- starać się pożyć?

Fitness chyba odpuszczam. 18 lub 19 wieczorem o tej porze roku na zajęcia fizyczne przekracza moje możliwości. Na zegarku 20.34. Chyba się położę. Raczej nie poczytam. Blurp.